Kobiety Bieszczadów

 

 

Marianna Jara jest najstarszą z czworga rodzeństwa. Ojciec – duchowny – zajmował się sprawami parafii. Wychowywała ich mama, która zachęcała ją do czytania książek m.in. „Żywotu Świętych”. W szkolę przełomu lat 60. i 70 XX w. nie zachęcano do modlitwy czy życia duchownego. Książki były impulsem do poszukiwania prawdy.

Już jako dziecko lubiła śpiewać. Nabożeństwa spędzała na chórze koło regenta (psalmisty). Wsłuchiwała się w jego śpiew i sama podśpiewywała. Uważała, że to zaszczyt, że może śpiewać w cerkwi.

W szkole nie miała łatwo. W każdy poniedziałek odbywały się apele, w czasie których starsi koledzy (działacze Komsomołu) kazali wystąpić na środek sali osobom, które były na niedzielnym nabożeństwie w cerkwi. Jak sama podkreśla, to ją zahartowało.

Wiedziała, że w przyszłości, chce się być dyrygentem cerkiewnym. Ojciec pomagał jej zapisywać stare cerkiewne „napiwy i rozpiwy. W ZSRR było to zabronione, dlatego musieli to robić w tajemnicy.

Studiowała w Wyższej Szkole Muzycznej w Tarnopolu. Jako jedna z dwóch osób na uczelni, nie należała do Komsomołu. Zdarzało się, że z tego powodu, nie zawsze mogła brać udziału w konkursach muzycznych.

Wyszła za mąż w wieku 18. lat (sic!) za artystę filharmonii. Wówczas młodzi dojrzewali wcześniej. Rodzice początkowo nie byli zadowoleni z jej wyboru, gdyż muzyk nie był najlepszą partią dla najstarszej córki. Ale gdy byli już małżeństwem, mąż Anton poczuł powołanie i został księdzem.

Życie żony duchownego nie jest łatwe. Wymaga od kobiety zgody na bycie tą „drugą”. Posługa w cerkwi jest na pierwszym miejscu. Nie wszystkie kobiety umieją to zaakceptować.

Wychowała troje dzieci, nieco inaczej niż ona sama była wychowywana. Jak sama mówi, popełniła wiele błędów, ale nie może narzekać. Dziś jest już babcią.

Jest zwolenniczką podziału obowiązków w rodzinie pomiędzy małżonkami i dziećmi.

Gdy kobieta jest zajęta, mężczyzna może zająć się w tym czasie domem i np. ugotować obiad. Mimo to, nie czuje się feministką.

Chciała kształcić dyrygentów cerkiewnych, brakowało jej wykształcenia teologicznego, dlatego rozpoczęła studia w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie

W 1991 r. Ukraina oddzieliła się od ZSRR. Sytuacja polityczna była niepewna. W tym czasie Marianna mieszkała z rodziną w Poczajowie. Na zaproszenie św. p. Arcybiskupa Adama (wtedy Ordynariusza Prawosławnego Przemysko-Nowosądeckiej Diecezji) postanowili wyjechać do Polski … na 1,5 roku i wrócić, kiedy sytuacja się zmieni. Mieli kilka miejsc do wyboru, wybrali Sanok.

Prowadziła chór parafialny i diecezjalny, pomagała przy kancelarii Arcybiskupa. Rozpoczęła pracę jako nauczycielka języka ukraińskiego w szkole w Sanoku. W listopadzie minie 30. lat odkąd przeprowadziła się z rodziną do Polski.

Przez siedem lat wraz z Halszką Więcek prowadziła spotkania ekumeniczne z miejscowymi franciszkanami, na które zapraszano duchownych także innych wyznań. W ich trakcie tłumaczono różnice pomiędzy wyznaniami i znaczenie poszczególnych symboli religijnych.

Na spotkanie pt. „Maryja łączy ludzi” przyszło mnóstwo ludzi. Do dzisiaj ciężarne kobiety odwiedzają cerkiew, aby pokłonić się przed cudowną ikoną Matki Bożej Sanockiej, która znajduje się w cerkwi.

Marianna dzisiaj skupia się na pomocy dla walczących rodaków. Intensywnie koncertuje z zespołem „Widymo”, który prowadzi od wielu lat. Wspólnie z Bieszczadzkim Uniwersytetem Ludowym realizuje różne projekty.

 

 

Back to top